header image
ROZMOWA Z OJCEM SZELIGĄ
Ocena użytkowników: / 32
SłabyŚwietny 
niedziela, 27 sierpnia 2006 00:08
Listopad 2000
Lima, Peru

Dzis siedzialem przez pare godzin prubujac spisac z tasmy wideo
nakrecona jedna z rozmow z Ojcem Edmundem Szeliga .Staralem sie opisac
dokladnie ale niektore wypowiedzi zostaly skrucone.koncowe uwagi o
zastosowaniu ziol zostaly dodane z innego wywiadu.nastepnym razem po
powrocie  z tego wyjazdu Dziki Mietek
w czasie wedrowek bede zagladal  na adres internetowy
mozna tez kontaktowac: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.

Od marca 2008 przebywam na stałe w Peru Nijandari -La Merced,chanchamayo,Junin

Gdzie kończe budowę kliniki -Nauka nie poszła w las więcej info w kontaktach a zdjęcia można obejżeć w Galerji/peru/la merced/budowa

uzupełnione 12 października 2009 r.

sie przez moja strone
https://dzikimietek.com

ROZMOWA Z OJCEM SZELIGĄ
Listopad 2000r.

Ojciec Szeliga – O
Mieczysław Sobczak – M
Piotr Styczyński - P


M – Z tego co widzę wokół ojca zrobiło się wiele szumu. Wielu ludzi,
chce wykorzystać Pana popularność dla swych przyziemnych interesów. Na
przyklad instytut w Londynie – Andean Medicine Centre, na początku był
tylko dystrybutorem ziół dla IPIFA, teraz   się usamodzielnił i rozrósł
w poteżny osrodek, coraz mniej mający wspólnego z czystymi ziołami z
Peru (sprzedaje głównie extrakty i kapsułki oraz wyciągi z ziół
peruwiańskich). Mam dziwne przeczucie, że komuś bardzo zależy, żeby
zdyskredytować Ojca i Curanderos i wrócić do chemicznego leczenia, bo na
przyklad w Stanach wystarczy, ze jakiś produkt posiada 5-10% zawartości
skladnika naturalnego i juz go mozna podawac jako 100% czysty –
naturalny.

O – Na początku Oni mieli dobre chęci ale popularność, rozgłos i dużę
zapotrzebowanie na tego typu kuracje, większość ludzi potrafi zepsuc
(dużę pieniadze)  Każdy chciałby jak najszybciej wyzdrowieć i możliwie
jak najtańszym kosztem (najmniej bolesnym). Ale tym wszystkim kierują
wyższe siły i musi nastąpić pewne przesilenie, żeby ludzie wrócili do
natury. Gdyby  oni kierowali sie tym co ja robie a nie szli na komercję
robiąc szampony, cukierki, mydełka, lub jak ktoś powiedział „Szelige w
tabletkach”, dalej bym za nich się modlił i im błogosławił, ale ludzie
lubią błądzić i uczyć sie głównie na swoich błędach, często cudzym
kosztem, czasami z przykrymi konsekwencjami.

M – Na temat takich pomyłek Indianie mają swoje powiedzonko „zły duch
zawsze by chciał czynić źle ale nie zawsze mu to wychodzi wiec czasami
czyni dobrze”.

O – Ja to wszystko widzę i nie tylko błędy ich ale wielu, z którymi się
spotykam. Odnośnie Londynu – ja często im powtarzałem, że gdyby
wykorzystywali te informacje, które im przekazałem i na tym głównie
bazowali, nie byłoby tyle kłopotów i rozgoryczeń.

M – Chciałbym nadmienić, że u nas – w Arizonie – Indianie leczą
podobnymi metodami, więcej używając energi, prowadząc tzw. ceremonie
oczyszczające, wzmacniające, gdyż jak mówią, najważniejsze jest
doprowadzenie do rownowagi tych delikatnych sił bioenergi. W związku z
tym, że roślinność u nas jest bardzo skąpa (bardzo mało opadów i góry –
w przeciwieństwie do dzunglii) dlatego zioła używają tylko jako
uzupełnienie dla potrzeb ciała, gdyż wszystko jest energią i zarówno
zioła jak i ceremonie wzmacniają komórki naszego ciała i doprowadzaja
balansu. Z tego co widzę, tutejsi  Curanderos też sporo działają przy
pomocy energi, też robią ceremonie połączone z paleniem fajki i przy
ognisku, gdyż ogień jest ważnym elementem przy tego typu spotkaniach –
niezlaeżnie od szerokości geograficznej.

O – Ale proszę zauważyc, że w naturze ludzkiej, zwlaszcza ludzi z dużych
miast, którzy już dawno oddalili się od natury, że Ci ludzie, którzy nie
widzą czegoś konktetnego, obiektywnego i namacalnego po prostu nie mogą
uwierzyć w energię. Po prostu ich wiara jest na etapie początkowego
wierzenia, związanego z naszymi zmysłami. Choć niektórzy słyszeli o
energoterapi, czakranach o energiach kamieni i ziół, o tym że można
zdalnie pomóc człowiekowi, o polaryzacji ciała i aurze (otoczce
energetycznej naszego ciała) – to jednak trudno im uwierzyć, ze prości
Curanderos potrafią to widzieć i mało tego, właściwie interpretować.
Można to porównać, że jak lekarz, widząc wyniki badań, może postawić
właściwą diagnoze, dzięki dużej praktyce i wielu lat nauki – tak ci
prości ludzie poprzez praktykę, zjednanie się z natura, z dala od
zgiełku zagonionej cywilizacji potrafią interpretować właściwie aurę i
na jej podstawie serwować odpowiednie zioła i ich mieszanki, które
każdorazowo dobieraja starannie dla każego człowieka.

M – Czy jest możliwe, dla przeciętnego mieszczucha, nawiązanie kontaktu
z tymi Curanderos?

O – Po pierwsze trzeba znać przynajmniej hiszpański lub mieć dobrego
tłumacza, być do nich pozytywnie natawionym, bo bardzo łatwo ich do
siebie zrazić.

P – W jaki sposób z nimi rozmawiać aby ich nie urazić?

O – Nie można im pokazać lub dać odczuć swojej pozornej wyższosci,
traktować ich jako ludzi dżungli, ludzi o dużej wiedzy  i doswiadczeniu
życiowym. Trzeba liczyć się z tym, żę ich wiedza o roślinach,
zwierzętach i otaczającej ich dżungli jest na pewno większa niż nasza.
Nigdy nie należy im dać do zrozumienia, że mamy w tym jakiś interes
osobisty, aby wykorzystać ich wiedzę i umiejętności w niewłaściwym celu
(dla pieniędzy). Gdy zadajemy pytania starajmy się słuchać ich uważnie i
nie naśmiewajmy się z ich prymitywnych czasami sposobów wytwarzania ich
mikstur i maści oraz nalewek. Mi udało sie z nimi nawiązać kontakt.
Kiedy przebywałem u nich, zauważyłem, że dzieci miały opuchnięte
brzuszki, ale to samo dotyczyło też niektórych dorosłych. Domyśliłem
się, że prawdopodobnie maja sporo pasożytów przewodu pokarmowego a że
wcześniej miałem kontakt z innymi plemionami więc zastosowałem Sangre de
Drago, nieznane u Piros. Przez to, że pomogłem ich dzieciom zdobyłem ich
zaufanie. Oni mi zaczęli pokazywać zioła, których nie znałem i uczyć ich
stosowania. W ten sposób jakby przybliżałem ich do siebie. To trwało
około 3 miesiecy aż zrozumieli, że nie mam żadnego interesu ich
wykorzystać ani nadużyc ich zaufania, tylko im pomóc. Zawoziłem im różne
ubrania i rzeczy potrzebne na codzień w dżungli, przywożac je głównie z
Cusco lub później z Limy. Dużo im też zawiozłem nasion pomidorów,
ogórków, kapusty, rzodkiewki, marchwi  oraz ziemniaków i nauczyłem ich
uprawiać, gdyż większość z tego nie była im znana w tym
miejscu(.Ziemniaki są znane  głównie w górach) To im się bardzo
podobało, gdyż urozmaicało ich stosunkowo prosty jadłospis. Od tej pory
przestali być tylko chodzącymi żołądkami a zaczęli uprawiać ziemię.

M – Przebywając w okolicach Atalayi przez tłumacza rozmawiałem z
miejscowymi ludźmi. Widząc ich trudne i twarde życie twierdze, że nie
wolno gwałtownie wchodzić z naszą cywilizacją i maksymalnie zachować tą
istniejącą subkulturę, gdyż ludzie zmęczeni życiem w miastach chętnie
odpoczną z dala od tego zgiełku i zobaczą, że jest możliwe inne życie.
Ludzie chętnie zapłacą za ten prymityw, czy mieszkanie w chacie
skleconej z drzewa i pokrytej liśćmi palmowymi, zjedzą chętnie obiad
gotowany prymitywnie na ognisku czy napiją się miejscowych trunków (np.
Masato czy Chuchuwasi). Ale chcieliby, żeby to była pewna baza, że
przyjedzie sie na miejsce i będzie sie miało przynajmniej materace do
spania i że nie trzeba tego wszystkiego kupować i targać ze sobą. Ludzie
chętnie zapłacą za używianie miejscowych domów. (Taka wyprawa do dżungli
wiąże sie z kupowaniem dużych zapasów jeżeli się jedzie w większej
grupie, kupowaniem materaców, latarek, namiotów itp. I nie wiadomo
później co z tym zrobić, gdyż transport pomiędzy miejscowosciami jest
najczęściej łódką lub małymi samolotami a to wszystko waży i zajmuje
niepotrzebnie miejsce.)

O – Uważam, że tym ludziom trzeba pokazywać, że można sobie poprawić byt
przez lepszą organizację i utrzymywanie tego wszystkiego w naturalnej
postaci. Troche zadbanie o swoje obejście i minimum higieny i dać im do
zrozumienia, że bez pomocy z zewnątrz mogą sami wiele zdziałać na styku
naszej cywilizacji, nie niszcząc swojej. Na przykład Unia de Gato, czyli
popularna Vilcacora, pnącze stosunkowo łatwe do uprawy aby nie niszczyc
dżungli trzeba ja rozpropwadzić jej pędy poziomo po krzakach i wtedy
łatwiejsza jest do zbiorów i nie niszczy sie drzew po których się pnie.
Tak samo łatwo jest uprawiac drzewa Sangre de Drago, które można sadzić
na plantacji bananów i uzyskiwać z nich sok.

P – W jaki sposób by można na dzień dzisiejszy pomóc tym ludziom?

O – Bardzo potrzebują Oni używanej odzieży, najlepiej o dużej zawartości
bawełny (ze wzglEdu na wysoką temperature i dużą wilgotność). Ponadto
dzieciom przydałyby się przybory szkolne jak dlugopisy, olówki i
zeszyty. Proszę nie przesyłać żadnych medykamentów, gdyż nie chciałbym
ich przyzwyczajać do chemii. Na potrzeby bieżące mają dobrze rozwiniętą
fitoterapię (ziołolecznictwo).

Biografia Ojca Szeligi wedlug jego własnych opowiadań.

Jestem Polakiem, urodziłem się na Górnym Śląsku, wtedy jeszcze pod
zaborem niemieckim – w Starych Tychach, 9 listopada 1908r. Moje pierwsze
wspomnienia były dość ciężkie. Kiedy zacząłem chodzic do niemieckiej
szkoły wybuchła ,I Wojna Światowa i mojego tatusia zabrali właśnie do
wojska i wiecej go nie ujżałem. Została tylko moja matka z pięciorgiem
małych dzieci i musiała sie tak ciężko borykać, żeby nas utrzymać i
wychować. To była prawie„święta kobieta”. Swoją cięzka pracą i
modlitwami dawała nam przykład przezwyciężania piętrzących sie kłopotów
i trudności. Szkołę Powszechną rozpoczętą w języku niemieckim
dokończyłem w Tychach po wyzwoleniu. Potem dostałem sie do Zakonu
Selezjanów w Oświęcimiu, gdzie skończyłem Gimnazjum. Po ukończeniu
Gimnazjum zostałem w zakonie w Oświęcimiu. Tam zrobiłem Nowicjat. W
1926r. zostałem wysłany na Uniwersytet Jagielloński, na filozofię bo
moim marzeniem był wyjazd na misję. W 1928 roku  odalem swoje życie na
posluge innym i przełożeni przysłali mnie do Peru. Byłem jeszcze wtedy
młodym, pełnym zapału człowiekiem. Nauczyłem się szybko hiszpańskiego i
za rok po swoim przyjeżdzie zostałem nauczycielem matematyki. Jako
pedagog pracowałem 4 lata i w póżniejszym okresie miałem pod sobą około
350 miejscowych nauczycieli. Oprócz tego uczyłem w Szkole Powszechnej.
Po 5-letnim pobycie tutaj pojechałem do Włoch na wyższe studia
teologiczne w Instytycie Międzynarodowym w Turynie. Tam otrzymałem
wyższe święcenia kapłańskie i krótko po tym wybuchła II Wojna Światowa.
Przed wybuchem wojny miałem jednak szczęscie pojechac jeszcze do Polski,
gdzie odbylem moja msze promicyjną. Matka czesto wspominała, ze przez
cały czas modlila się do Matki Boskiej, żebym mogł odprawić swoja
pierwszą msze w Tychach – i tak sie stało – czyli wymodliła. Zaraz
wyjechałem do Peru, było mi łatwiej bo już znałem hiszpański i
przełożeni zaraz zrobili mnie dyrektorem studiów w Cusco i tam wlaśnie w
Cusco miałem okazję (przeważnie podczas wakacji) poznać okoliczne
szczepy, ich kulturę i historię tego rejonu. Spośród wielu szczepów
najbardziej zainteresował mnie bardzo ludny szczep Piros (co w ich
języku znaczy „ludzie rzeki”).  Z tymi Indianami związałem się na
dłużej. Tam właśnie, na brzegu rzeki Urabamba. Zorganizowałem im osiedle
troszkę na wzór innych szczepów, które było dla większości z nich czymś
zupełnie nowym. Teraz próbuję zrobić to bardziej nowocześnie, bardziej
„cywilizowanie”. Jak wspominalem wcześniej, uczę ich uprawiać rosliny,
budować solidniejsze domy. Uważam, że na tym polega nowoczesna
ewangielizacja, żeby pokazywać im dbałość nie tylko o sprawy duchowe ale
też doczesne – cielesne. Uczę ich uprawiać Vilcacorę, bo uważam, że za
parę lat tak rabunkowej eksploatacji dzikiej Vilcacory, może ona
całkowicie wyginąć ,Przynajmniej będzie mocno wyniszczona. Myślę, że
jeżeli się to uda - bedzie to dobrym źródłem ich utrzymania. Dzisiaj
dziką Vilcacore wywozi się setkami ton głównie do Japoni, Rosji, USA i
Europy. Dlatego Chciałbym, abyśmy my – Polacy mogli pomóc stworzyć taką
fundacje, żeby dopomóc finansowo i technicznie, aby wyszkolić
miejscowych ludzi i przyuczyć ich do uprawy. Sam dbam o to, żeby coraz
wiecej młodzieży plemiennej uczyło się w szkołach. Kosztem wielkich
starań załatwiłem, że teren który zamieszkują jest ich własnością.
Kilkoro zdolnych Indian udało mi się umieścić na uniwersytecie.
Chciałbym w przyszłosci aby ta fundacja pomogła zorganizować szkoły dla
tych indian, aby podnieść ich poziom wykształcenia – głównie
technicznego. Fundacja ta na razie jest bardzo biedna, gdyż ja nie
jestem milionerem, mało tego, jako zakonnik składałem śluby ubóstwa,
dlatego wszystko co dostaje od ludzi za recepty i  w formie datków
przecnaczam na tą fundację.  Z góry dziękując za wszelką pomoc dla tych
indian tak rzeczową jak i finansową pragnę aby wysiłkiem naszych rodaków
tak w Polsce jak i poza jej granicami można by było tej fundacji pomóc.
Chciałbym zorganizować kilka takich laickich punktów, czy to w Polsce,
czy w Toronto lub Chicago czy Nowym Jorku lub innych skupiskach Poloni
aby pomóc im bo o tych indianach niewiele się słyszy. Praktycznie nikt
ich nie odwiedza są z dala od uczęszczanych szlaków turystycznych,
dotarcie do nich zabiera wiele dni – jedyna komunikacja – to rzeką. Zyją
praktycznie w sercu dżungli w pobliżu lagun i dopływów Urabamby – jakby
zapomnienie przez wszystkich. Komunikacja z nimi jest prawie zerowa.
Szczep ten posiada około 18 tys. osób. Ich osady są bardzo oddalone od
siebie – praktycznie nie mają kontaktu między sobą. Największe osady
liczą 100 mieszkańców. Powierzchnia terenu, ktory zamieszkują jest
wielkości połowy Polski. Główne centrum nazywa sie Mija Rija (około
250-300 rodzin). Wszystkich klanów i wspólnot jest około dwudziestu.
Dlatego chciałbym zacząć działalność od tego centrum, aby mogło
promieniować na pozostałe grupy.  Najważniejszą rzeczą, ktorą udało mi
się zrobić było załatwienie tytułu własności na 25 tys. ha., na którym w
przyszłości bedą mogli uprawiać rośliny lecznicze. Zajęło mi to 3 lata.
Udało mi się też zbudować małą szkółke powszechną i takie centrum
medyczne aby można bylo udzielać pierwszej pomocy i dokształcać
miejscowych Curanderos i kandydatów na nich, głównie z dziedziny
biologii, anatomii itp. Jest to ośrodek, gdzie ci Curanderos z różnych
małych osad-wiosek rozsianych po dzunglii, wymieniają bogate
doświadczenia między sobą. Udało mi się zakupić dla tego ośrodka łóżka,
materace i podstawowe wyposażenie. Teraz planuję zorganizować tam wyższą
szkołę pedagogiczno-techniczną, kształcącą miejscowych nauczycieli, aby
mogli później nauczać w innych ośrodkach, które w przyszłosci na pewno
uda się stworzyć. Zależy mi też na tym aby uczyć przyszłych techników
agrealnych (rolnych) aby mogli uczyć innych lepszego  bardziej
oszczędnego wykorzystania isniejących zasobów dżungli. To jest jeden z
tych programów, które chciałbym zrealizować przy pomocy tej fundacji.
Uważam, że przez pierwsze 3 lata od założenia plantacji będą same  tylko
wydatki zanim zacznie przynosić minimalne zyski. Dopiero po 7 latach
plantacja może być zyskowna dla plemienia. Największym problemem tam, z
dala od rzeki, w okresie zimowym(mało opadów) jest problem wody, ktorą
trzba używać do podlewania plantacji. Dlatego trzeba sporo zainwestować
w system irygacyjny i pompy.
P – Ojcze jest określony tryb życia, który Ojciec prowadzi, gdzie dożył
tak sędziwego wieku w tak doskonałej kondycji fizycznej i psychicznej. W
jaki sposób Ojciec to robi?

O – Mam wrażenie, że nie jest to żadną tajemnicą. Moją zasadą życiową
było używać wszystko ale w umiarze. Jeść wszystko, pić wszystko ale
zawsze w umiarze, bo śląskie powiedzenie „co za dużo to i świnia nie
chce” – tak mawiała zawsze moja matka. Nigdy nie robię czegoś w
nadmiarze, nie wysilam mojego organizmu nadmiernie ale też się nie lenię
bo nadmiar czegokolwiek jest szkodliwy. Jeżeli dogadzasz swojemu
żołądkowi i chuciom to szkodzisz swemu zdrowiu.

P – Mówi się, że ojciec w czasie postów nie jada mięsa itp.

O – W czasie postów jadam coś podobnego do ziemniaków oczywiście w
małych ilościach – nazywa się to Kamote. To jest podobne do słodkich
ziemniaków, posiadające wiekszość protein i witamin oraz minerałów,
doskonale okresowo zastępujące potrawy mięsne. Piję dużo wody i czasami
żuję naturalne liście Coca (nie mylić z kokainą). Te liście posiadają
około 1000 razy mniej kokainy niż  Coca uprawiane na narkotyk. Po takim
poście człowiek czuje się jakby odmłodzony, ożywiony, jakby jakiś
lżejszy i oczyszczony. Poza postem jem dużo ryb, głównie pieczonych na
ogniu i surowych owoców i warzyw. Czasami jadam też inne mięsa ale w
małych ilościach. Jeżęli chodzi o mięso, głównie czerwone – ja tylko
zakazuję jeść ludziom, którzy są chorzy na raka, lub mają problemy
trawienne. Potrzeba wytłumaczyć tym ludziom, że proteiny pochodzenia
zwierzęcego, których najwiecej jest zawarte w czerwonym mięsie doskonale
odżywiają komórki rakowe i wtedy cała terapia mija się z celem.
Porównując to, to tak jakby w domu było sporo rozbrykanych dzieci i
matka sprzątała a one zaraz za nią śmieciły – czili syzyfowa praca. Te
proteiny odżywijąc komórki rakowe wzmacniają je i sąsiednie komórki są
osłabione przez monocyty i limfocyty, które się przetwarzają w komórki
żarłoczne.
Odnosnie Vilcacory – nie ma przeciwwskazań (jedynie w czasie
chemoterapii i naświetleń – trzy dni przerwy przed i po zabiegu). Nie
posiada ona żadnych składników chemicznie toksycznych, przez to nie
powoduje żadnych skutków ubocznych. Profilaktycznie można pić co parę
dni wtedy wzmacznia nasz system obronny (immunologiczny). Jeżeli nie
posiadamy kory (Unia de Gato) to z małej ilości możemy zrobić sobie
nalewkę na czystej, dobrej wódce lub spirytusie, wrzucając do butelki
około 5-10 g. Pociętej Vilcacory stawiając na nasłoniecznonym oknie
przez dwa tygodnie. To samo możemy robić ze wszystkich korowych ziół jak
Tahuari,Winay-wayna,Chuchuwasi ................................
Nadmiar tych ziół nie może zaszkodzić, gdyż organizm to co niepotrzebne
wydali.
Sangre de Drago – jest to jeden z najbardziej znanych środków
antyseptycznych, zastępujących jodynę i inne specyfiki. Jest doskonały
na niegojące sie rany, zwłaszcza ludzi chorych na cukrzycę, ponadto jest
doskonały na hemoroidy i na raka przewodu pokarmowego i żołądka. Czy ten
płyn jest dobry najlepiej poznać  - wziąść jedną kropelkę na zewnętrzną
strone dłoni i pocierać palcem. Po dwoch trzech potarciach powinno
zrobić się białe ,Jeśli robi się biały po kilku potarciach to znaczy że
nie jest czysty. (dopiero tym białym smaruje się rany).
Jeżeli chodzi o właściwości lecznicze Vilcacory i pozostałych ziół – są
najlepsze, gdy są świeże np. Sok ze swieżo ściętej liany (Unio de Gato)
oprócz gaszenia pragnienia co jest ważne w dżungli, z dala od rzeki, ma
duże właściwości wzmacniające system obronny. Herbata ze świeżych
młodych pędów lub liści działa lepiej nawet niż herbata z kory (przez to
oszczędza się bardzo roślinę).  Napar z drewna tej rośliny ma też
wlasciwości lecznicze (stany zapalne). Serce mi sie kraje, kiedy widzę
wycięte całe połacie dżungli, zniszczone, otarte z kory
drzewa.Zwłaszcza  Winay- wayna.Już na wymarciu -wyniszczona Warstwa
ziemi w dżungli jest bardzo cienka i pozbawiona roślinności szybko ulega
erozji. Dlatego uczę indian, żeby bez potrzeby nie wycinali ani jednego
drzewa.

P – Mamy w Chicago i w Polsce dużo ludzi chorujących na reumatyzm i
artretyzm. Co by ojciec polecił?

O – Mamy na to wspaniałą roślinę, która nazywa się Chiriesanango
(leczenie przez zimno) pijemy to tylko przez jeden dzień i jak sie pije
to odczuwamy zimno ale tylko przez jedną dobę potem to uczucie ustępuje.

To powoduje jakby pobudzenie komórek hrząstki i mazi stawowej po tym
stosujemy Molle i Comphrey oraz Chuchuwasi.
Napój z  Chuchuwasi jest znane pod nazwą Jungo Wisky zalewamy podobnie
jak Vilcacorę(Una de Gato)
Dobrą czystą wódką i lub jeszcze lepiej spirytusem  i stawiamy na
nasłonecznionym oknie8-14 dni.               Ma właściwości
oczyszczające przewodu pokarmowego i żołądka oraz nerek.
Vira Sacha maść którą wykonuje się z kożeni paru roślin w tym
Comhrey,Sabila oraz Ajo Macho  jest doskonałą maścią na bule reumatyczne
i stłuczenia oraz nerwobule.
Pondto w dzungli rośnie drzewo zwane Culantrillo de Pozo z orzechów
wielkości pomarańczy wyrabia się olejek  przeciwko łuszczycy ,łupieżowi
i wypadaniu włosów.
Z dzewa  Aceite de Copaiba ściąga się oleisty sok który jest świetny na
przeziębienia i zapaleniie ucha.
Gdy czujemy że nas grypa lub przeziebienie łapie to wustarczy 1-2
kropelki polizać a gdy mocniej przeziębieni to 1-3 kropelek dziennie i
po paru dniach mija.
W górach najlepszy napój wzmacniający jest sok z Sabila z miodem odmiana
brunatna Aloe Veera
Ponadtto warto pamiętać w górach jak Cusco ,Puno i innych
miejscowościach o herbacie z liści Coca
Doskonale eliminuje problemy z różnicą wysokości najlepiej poprosić w
samolocie przed lądowaniem.
Swietny jest także sok z Papi z Macą doskonale wzmacnia nasz organizm bo
posiada prawie wszystkie łatwo przyswajalne witaminy i wiele
mikroelementów.
W dzungli jak by nam się przytrafiła Malarja a nie byliśmy szczepieni to
nnajlepszy jest kubek  gorącej Hininy smakuje okropnie ale po paru
godzinach dreszcze i wysoka gorączka mija i automatycznie jesteśmy
uodpornieni na powtórne zarażenie.
Doskonale odpędza komary zapach szałwi dodaje się ją do ognia lub pali
np w popielniczce.
Jezeli idziemy na wycieczkę w dzunglę to oprucz maczety i latarki warto
zabrać trochę Sangro de Drago
Bo nie zawsze można to dzewo spotkać dobre jest na zadrapania ukąszenia
komarów itp a przed wycieczką wypić trochę Chuchuwasi ale bez miodu,bo
wtedy zamiast odpędzać komary przyciąga je.
Można by wiele jeszcze stron napisać praktycznych uwag ,ale nie wiem czy
wielu się do nich zastosuje
A ponadto za parę godzin ruszam w następną wyprawę do południowej
Ameryki jak za każdym razem w inne miejsca po nowe ciekawe wrażenia
wrażenia i doświadczenia.
Spisał Dziki Mietek

Lima ,Listopad 2000 r

Komentarze
Dodaj nowy Szukaj
nDCAn  - z podziekowaniem   |2010-04-21 01:57:04
Witam,
dziekuje za exresowa odpowiedz.
Wyjezdzam do Polski po powrocie zaglebie
sie w Pana artykolach,informacjach a jest ich duzo .Medycyna niekonwencjonalna
zawsze mnie interesowala, a wiec Ojciec Edward ,WilcaCora i Peru pelne
tajemnic.
"Zazdroszcze"Wam, tam mieszkajacym dostepu do ziol leczniczych
i mam nadzieje spokojnego tepa zycia,chociaz czy w przypadku POLAKA jest to
mozliwe!?
Gorace pozdrowienia
Ewa
Mitch  - odp   |2010-04-20 13:41:22
Ojciec Szeliga jest pochowany na głównym w katakumbie cmentarzu w sekcji
księży i zakonników na 2 pietrze na mojej stronie w galerii można znalezc
zdjęcie z jego grobu.Ja mieszkam w La Merced wśród 20 rodzin polskich jest to
300 km na wschod od Limy 6 godzin autobusem Pozdraiam Mietek
nDCAn   |2010-04-20 03:05:03
wylalam,nie zmieniajac opcji "powadom" oczywiscie nie mam nic do ukrycia
,zwykle przeoczenie.
raz jeszcze pozdrawiam
czekam na odpowiedz
Ewa M
nDCAn  - witam   |2010-04-20 03:01:56
w listopadzie wybieram sie na 14 dni do Peru.Wczesniej slyszalam o Ojcu i jego
Korach.
Chetnie zapale znicz najego grobie ,ale gdzie Go szukac?
Czy moze mi
ktos polecic jakies polskie nazwsko w Limie ,Cuzko itd plec obojetna
w celu
wypicia wspolnie herbaty i odpowidzi na kilka moich prostych niewymagajacej
duzej wiedzy pytan.Prosze o odpowiedz na moj e-mail jak wyzej.
Goraco
pozdrawiam
Goraco pozdarawiam z nadzieja ....do uslyszenia
Ewa M.
Tomek  - Vilcacora   |2010-02-03 12:38:36
Witam,czy legendarna vilcacora ma rzeczywiście jakiekolwiek działanie
lecznicze?Zioło to ma naprawdę agresywną reklamę w internecie.Jedni
zachwalają inni twierdzą że to całkowita ściema i na pewno nie leczy raka.
Jak jest naprawdę? Wiem że sławny ojciec Szeliga propagował to zioło.
Nie
mam poważniejszych problemów ze zdrowiem-po prostu bardzo zainteresował mnie
temat tego specyfiku.
Pozdrawiam.
Mietek  - O Uno de Gato   |2010-02-03 12:40:26
Nie sledze za czesto info z internetu,ale wiele zlego kolo tego ziola naroslo z
paru powodow.Wiele produktow Uno de gato czyli Vilcacory jest naprawde kiepskiej
jakosci.Dlatego ze na wywoz dzikiej trzeba miec zgode INRINA a co nie latwo
uzyskac ponadto plantacyjna zadko bywa dobrej jakosci z kilku powodow sadzenia
byle gdzie bo dzika zawsze rosnie na zylach wodnych ,nastepnie puszczanie wiecej
niz 1 ped co oslabia jakosc no i mieszanie z innymi gatunkami bezwartosciowymi
trudnymi do odruznienia.dlatego plantacyjna nawet z certyfikowanej plantacji ma
moc nie wiecej jak15% dzikiej.Woguke to ziolo nie leczy nowotworu a jedynie
wzmacja system obronny,wiecej Pan znajdzie na mojej stronie dzikimietek.com
pozdrawiam Mietek
Gość  - Witam   |2008-06-06 16:25:16
Czy te zioła lecznicze które leczą ich tam w dżungli mogą też nas uleczyć
i czy nam nie zaszkodzą?
Danuta  - rozmowa z Ojcem Szeliga   |2008-05-12 14:25:06
Jestem pod ogromnym wrazeniem!!! chcialabym wiedziec wiecej o Ojcu Szelidze i
Jego poczynanich ,o tym jakimi ziolami mozna pomoc zdrowiu.Nie wiedzialam ze w
moim miescie Tychach ,urdzil sie ktos tak wspanialy jak Ojciec
Szeliga.Dziekuje rowniez Tobie ze nadales temu swiatlo dzienne ,ze dalej
kontynuujesz jego dzidzictwo - Chyle Czola.Pozdrawiam
Mitch  - Zdjęcia   |2006-12-29 23:04:03
Postaram się umieścić już niedługo
mam zdjęcia jego grobu także Mitch
Janek  - Wywiad   |2006-09-05 21:16:34
Fajny ,Szkoda ze Ojcec nie zyje teraz jest jego rocznica smierci.Kiedys jak
bylem u niego to cieplo wspominal Pana jako jedynego co poszedl w jego slady ale
swymi sciezkami.Widze po artykolach ze Pan dalej to kontynuuje.Janek
Ps .Jak
Pan ma jakies zdjecia Ojca lub mawet jwgo grobu to prosze umiescic
Napisz komentarz
Nick:
E-mail:
 
Tytuł:
UBBCode:
       
 
 
 
Proszę wpisać kod antyspamowy widoczny na obrazku.
Powered by !JoomlaComment 3.26

3.26 Copyright (C) 2008 Compojoom.com / Copyright (C) 2007 Alain Georgette / Copyright (C) 2006 Frantisek Hliva. All rights reserved."

Poprawiony: poniedziałek, 26 października 2009 18:53
 
 Dziki Mietek
Proszę o komentarze i wpisywanie kodu antyspamowego.
Pozdrawiam Mitch
Kto jest Online
Naszą witrynę przegląda teraz 19 gości 
Statystyka
Użytkowników : 3
Artykułów : 286
Zakładki : 83
Odsłon : 1063743