Artykuł pt. "Indiańskie ścieżki Krzysztofa Zawojskiego", opublikowany w rzeszowskich NOWINACH, przez tytułowego autora, który w swoich wyprawach spotkał się również ze mną i opisał spotkanie w artykule.
Zapraszam do lektury...
„W owym okresie wciąż jeszcze wędrowaliśmy Po preriach jak za dawnych dni. Przestrzeń, nieskończona przestrzeń była naszym żywiołem. Gdy dzisiaj zamknę oczy i pamięcią sięgnę do owej przeszłości, widzę przede wszystkim barwę rozległego widnokręgu, barwę sinoniebieską. Wzrok nasz wybiegał zawsze w dal.
Stamtąd wypatrywaliśmy niebezpieczeństwa, przygód, zwierzyny, przyjaciół. Tam taiła się dla nas tajemnica I taił się wróg. Jeszcze nie wygasły stare zatargi z sąsiednimi szczepami I trzeba było mieć się na baczności. I stamtąd, zza sinoniebieskiego widnokręgu, wyrastała dla nas największa zagadka, groźna I coraz bardziej niepokojąca. Był to biały człowiek. O nim coraz częściej snuły się rozmowy przy ogniskach. Opowieści te szczególnie podniecały naszą, chłopców, wyobraźnię.”
- te słowa pochodzące z książki „Mały Bizon” Arkadego Fiedlera Krzysztof Zawojski z Catawby przeczytał ją , gdy miał 6 lat. Utkwiły w nim na zawsze. Jak mówi, Indianie już wtedy, rozgościli się na dobre w jego duszy. A jaka jest właściwie at dusza polskiego Indiania?
- Chcę by była typowo indiańska: czysta, otwarta, szczera. Indianie nauczyli mnie też czystej miłości do drugiego człowieka - mówi Zawojski.
Czy to znaczy, że nie czuje się już Polakiem?
- Kształtowanie indiańskiej duszy nie przeszkadza być Polakiem, a nawet ogromnie pomaga. Indianie uczą, że aby być dobrym człowiekiem trzeba mieć korzenie, Bo bez nich jest się jak owoc, który tylko toczy się Po bezludnej ziemi, zupełnie bez celu. Indianie zazdroszczą nam wielkiej miłości do naszych korzeni. Zresztą mówią, że Polscy to zabłąkane plemię indiańskie - oświadcza.
Jak to?
- Czarne Stopy mówią, że mamy „słodką trawę” żubry, czyli bizony I orły, więc jesteśmy plemieniem Indiańskim - tłumaczy rezolutnie.
Winetou, Sokole Oko i sprawa Peltiera
Na czytaniu „Małego Bizona” się nie skończyło. Mały Krzyś znikał na całe godziny w świecie Winetou i Sokolego Oka.
- Dziś szukanie materiałów o Indianach to pestka. Jest przecież Internet. Ale kiedyś to było wyzwanie. W
1973 roku dowiedziałem się o sprawie w Zranionym Kolanie w Dakocie Południowej - opowiada Krzysztof. Nie przybliża sedna sporu: Sam zna go świetnie, nie przychodzi mu do głowy, że duża część świata dawno zapomniała o sprawie Peltiera, która ukształtowała jego życie.
Leonard Peltier był przywódcą Ruchu Indian Amerykańskich w USA. Został uwięziony przed 30 laty I skazany (w bardzo kontrowersyjnym procesie) na podwójne dożywocie za zamordowanie dwóch agentów FBI – wrobiono go.
Wszystko to działo się w obozie tradycyjnych Indian w rezerwacie Pine Ridge w Dakocie Południowej.
- Miałem wtedy kilkanaście lat. Niewiele mogłem zrobić, poza zaangażowaniem się w zbieranie podpisów popierających jego walkę - mówi Krzysztof.
Wtedy na całym świecie, także w Polsce, nie brakowało ludzi, dla których Leonard Peltier stał się symbolem, mitem, legendą. Domagał się przecież praw dla współczesnych Ludów Tubylczych Ameryki, bronił ich.
Próba węży
Krzysztof Zawojski mówi, że Indianie sami często szukają kontaktu z Polakami lubią ten naród. Gdy Polak znajdzie się w plemieniu indiańkim jest tam traktowany bez żadnej rezerwy. Przykłady? Człowiek z ziemi rzeszowskiej, Stanisław Smolak, Biała Chmura (zmarł 3 listopada 1968) został wodzem Indian szczepu Ottawa, był twórcą Muzeum Indiańskiego w Cross Village and jeziorem Michigan. W 1904 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Potem było jeszcze wielu polskich wodzów z rodziny Smolaków. Innym przykładem jest choćby Mieczysław Sobczak – polski uczeń Medicine Man u Nawajów (indiański
przydomek „Dee Ges” ). Jest wiele małżeństw mieszanych, ale dodałbym tylko jeden fakt opowiedziany mi przez polonusa z Kanady.
Kiedy po II wojnie światowej część naszych żołnierzy została przerzucona do Kanady – tam jako „sprzymierzeńcy”, zostali internowani w obozach pracy do 1958 r. Pracowali na farmach u niemców – jako tania siła robocza... Nikt dziś o tym upokorzeniu Polaków nie pisze. Jedno z plemion indiańskich - wyciągnęło ręke do tych sponiewieranych przez ludzi i los żołnierzy. Kobiety wyszły za Polaków I tak powstała jedna z silnych wspólnot polsko indiańskich w Kanadzie, ich potomkow spotykałem nawet we Wroclawiu.
Piękną postacią jest Mieczysław Sobczak – jego drogę życia przepowiedział pewien stary człowiek – (wychowany przez niedźwiedzicę na Syberii iI szkolony przez szamanów Jakuckich) w Rzepinie, powiedział mu w 1962 roku, że jego droga zawiedzie go do innych ludzi iI tam odnajdzie swój świat. I tak się stało. Po roku 1980 wyemigrował z pierwszą grupą Solidarności do Stanow Zjednoczonych – tam spotał przypadkowo Charliego (Szamana Navajo). On odkrył w nim ducha szamana iI wprowadzil go w swój świat.
Nie było to łatwe, wymagało to do niego prawdziwie indiańskiego charakteru - przechodził na przykład próbę węży.
Jak to wygląda?
Rzuca im się pod nogi kilka setek jadowitych węży (głównie grzechotników). Jeśli to przeżyją - jest ok. Jeżeli nie to znaczy, że kandydat nie był przygotowany do tej próby i kierował się emocjami, a nie duchem. Z takiej próby, w której brał udział Mietek przeżyło zaledwie 4 na 10 kandydatów, to znaczy, że aby tam wejść, trzeba mieć silną wiedzę i wiarę która mówi, że człowiek ma od Boga wladzę nad każdym żywym stworzeniem. Żeby ją mieć trzeba posiadać wiarę nie w siebie czy własne siły, lecz zawierzyć Bogu i nie pozwolić, by opanował nas lęk. Bóg dał człowiekowi moc panowania nad żywym stworzeniem, ale tylko nieliczni potrafią ją w pełni wykorzystać.
Próba marketingu
„Indianie” w Polsce muszą wyjść zwycięsko z próby marketingu.
- Kiedy założyliśmy w Wałbrzychu Stowarzyszenie Wspierania Tubylczych Amerykanów "KONDOR" szybko okazało się, że nie damy rady pomagać Indianom bez pieniędzy. Był taki przypadek, że w Polsce znalazł się Indianin, który dostał wylewu krwi do mózgu. Nie był ubezpieczony. Potrzebna była ciężka, droga operacja. Jako instytujca poruszyliśmy wszystkie możliwe organy pomocowe i udało się, ale trzeba było myśleć o przyszłości. Założyliśmy zespół „Catawba”. Nikt nie wierzył, że taka rozrywka jest ludziom potrzebna. Ja wiedziałem że to jest dobry produkt i już w fazie organizacyjnej tj 6 miesięcy przed sezonem pojawiły się pierwsze oferty występów - choć zespół był dopiero w fazie budowy programu i zbierania środków na stroje. Później zbudowalismy pierwszy w Polsce plenerowy skansen indiański w Starych Bogaczowicach. Z czasem poszerzyliśmy naszą ofertę o teatr indiański by ponownie wrócić do rozbudowy zespołu i dziś jest to nie tylko największa Polska formacja tancerzy Pow Wow, ale i w Europie. Mamy nie tylko piękne stroje do różnych rodzajów tańca ale także country, na imprezach budujemy wioski z tipi, robimy szamańskie kręgi szczęścia, uczymy wyplatania indiańskich łapaczy snów, wykonywania bransoletek z koralików i proponujemy wiele, wiele innych atrakcji - opowiada Zawojski.
Dodaje, że ziemia rzeszowska wiele dla nich znaczy. W ubiegły roku byliśmy gośćmi Przemyśla, a w tym roku otwieraliśmy Leskie Country w Bieszczadach, od trzech lata jesteśmy stałymi gośćmi Pikniku Country w Mielcu i ponownie zagościmy na podkarpaciu we wrześniu – tym razem w Krośnie. Prowadzimy okrojoną kampanię marketingową – ograniczając się do regionów, w których chcemy występować lub miejsc nam bliskich. Na razie wzmacniamy swoją obecnosć od Przemyśla do Szczecina . Ciężko jest nam się uaktywnić w Krakowie – ale jest to tylko kwestia czasu. Na początkujpierw organizatorzy byli nieufni, nie wierzyli, że nasza ofertą możną zadziwić ludzi, rozbawić. Ale dali nam szansę. Potem stwierdzili, że współpraca z nami jest owocna dla obu stron dlatego mamy np. zapewnione wizyty w Mielcu do 2008 roku - śmieje się Krzysztof. W Mielcu byli już trzeci raz. - I tu rozgrzewamy ludzi, którzy tańczą albo obserwują, śmieją się, bawią. W sierpniu Catawba przekroczyła morskie i lodwe granice kraju dając pokaz taneczne na największym promie naszej floty - Polonia (na trasie Świnoujście – Ystad), a tydzień wcześniej gościła w Czechach na renomowanym festiwalu Country – Karvinsy Totem. Kolenym etapem zagraniczych tegorocznych wojaży będzie Słowacja… a gdzie dalej - życie pokaże.
Aby osiągnąć taki efekt „Catawba” ćwiczy co najmniej raz w tygodniu po prawie 2-3 godziny. Stowarzyszenie spotyka się raz w miesiącu lub w zależności od wagi i pilności aktualnie załatwianych spraw.
Zespół polskich Indian Catawba gościł w Mielcu z okazji festynu
O sobie
Jestem z wykształcenia inż. mechanikiem, pracuję w spółce „PKP Energetyka” przy wprowadzaniu danych, mam 48 lat. W zespole, tańczy żona Elżbieta, syn Konrad i córka Ewa.
Nasz dom w Wałbrzychu często odwiedzaja Iindianie – wspólnie z nimi kręcimy videoclipy pod ich najnowsze nagrania muzyczne – bardzo cenimy sobie te znajomości.
|